02 lutego 2018, 15:16
Hmmm.... Od czego zacząć...Wsumie zacznę od niczego...
Wygląd mojego dnia jak każdej kobiety zajmującej sie domem i dziećmi nic nadzwyczajnego.
Nażeczony wychodził rano wracał wieczorem do tego 3 razy w tygodniu treningi piłki w pozostałych dniach tv troszke z dziećmi ale i tak głównie wszystko ja. Natłok obowiązków sprawił że ciągle gonilam
chciałam wszystko zrobić a nie zawsze to wychodziło ciągły syf w mieszkaniu chociaż 30 min temu sprzątałam robiłam wszystko za wszystkich i nie podołałam bo wychodziła ze mnie złość nerwy które często odragowywałam krzykiem kłótniami z narzeczonym.Ale on nic nie starał sie zmienić niechciał w zyciu codziennym mi pomagać nawet za sobą sprzątnąc...Zaczeliśmy się odsuwać od siebie.Zaczeło mi brakować czułości miłości choć mu to mówiłam to i tak może 1 dzień po rozmowie było przytulanie a na drugi spowrotem brak czegokolwiek.Zrezygnowałam z rozmów w jakimś rozmiarze zaczeliśmy się unikać...Potem już było coraz gorzej ... przestałam czuć się atrakcyjnie nie dbałam o siebie przerastały mnie moje obowiązki straciłam radość z życia.I tak mijały kolejne dni w przygnębiniu bo starałam sie a nie było tego wcale widać nawet z dziećmi nie miałam czasu ani chęci sie bawić.Zaczeło boleć mnie wszystko jednego dnia bark drugiego coś gdzieś kuło tak zaczełam czytać różne pierdoły w internecie na temat chorób wkręcałam sobie guzy raki wszystko pokoleji zaczełam wszystko bacznie obserwować i się bać.